sobota, 11 lutego 2017

3

Poniedziałek. Znienawidzony dzień. Padało, niebo było szare, wszędzie było ponuro. Wszyscy mieli kiepskie humory, ja też. Siedziałam z Charlotte na nudnym wykładzie. Następny miał być wykład, na który nie chodzę z Charlotte, a na większość z nią chodzę.
Po nudnym wykładzie złapałam Mary żebyśmy razem poszły. W końcu nie chciałam zostać sama. Mary coś opowiadała, ale jej nie słuchałam. Nie mogłam. Przechodząc, na korytarzu zauważyłam go - chłopaka z klubu. Nie mogłam przestać na niego patrzeć. Nie zauważył mnie.
Więc chodzi ze mną na uniwersytet. Ciekawe na jaki kierunek. Nie chciałam o tym mówić Mary, nawet jej dobrze nie znam, nie chce się zwierzać obcym osobom.
Skończyło się tak, że stałyśmy pod salą, Mary coś mówiła, a ja myślałam o jego sobotnich słowach.
"Kim jest?"
Chwilę później dołączyła do nas Safora.
"Nawet nie wiem, jak ma na imię"
Rozmawiałam z nią chwilę, lecz nie miałam humoru. Całe zajęcia przesiedziałam myśląc o sobocie.
"Nawet nie pamiętam co się później stało"
Po lekcji poszłam się zapytać Charlotte o radę. Nie mogłam już znieść napadów duszności i tych męczących pytań.
-Jak chcesz się dowiedzieć, co się stało, spytaj się Safory.
-Ona była trzeźwa?
-Wypiła tylko drinka w barze.
Safora wydawała się być osobą bardzo poukładaną. Zawsze była na czas, wszystko miała poukładane. Jej czarne, idealnie proste włosy to tylko podkreślały. Głupio mi było ją pytać o tamtą noc. Czułam się źle z faktem, że się spiłam i nie pamiętam nic, zwłaszcza że nie wypiłam dużo alkoholu. Co one sobie o mnie pomyślą, na żadną imprezę już mnie nie będą chciały zabrać...
***
We wtorek miałam mało zajęć, część była odwołana. Chciałam iść gdzieś z koleżankami, ale nie mogłam. Nie odważyłam się do nich napisać. Charlotte mnie onieśmielała, zresztą i tak na pewno była zajęta. Safora widziała mnie w najgorszym stanie w sobotę. Mary i Elizabeth nawet lepiej nie zdążyłam poznać. W ten sposób część wtorku przesiedziałam w domu. Środę spędziłam głównie na uczelni, w czwartek się uczyłam i zrobiłam zakupy. Tak mi leciały dni, podczas których o czymś zapomniałam. Nie rozmawiałam z dziewczynami ze studiów. Po prostu, głupio mi było się do nich odezwać. Nie wiedziałam co mam im powiedzieć, coś o sobie? Ale co? Nie mam szalonych historii o tym, co robiłam z chłopakiem czy przyjaciółmi. A nawet gdybym miała, pewnie byłoby mi zbyt głupio się nimi dzielić. W ten sposób one uformowały zamkniętą grupę, do której w piątek już mi się było ciężko dostać. Siedziałam na pierwszym wykładzie z Charlotte. Stwierdziłam, że trzeba wykorzystać tą sytuację, bo w końcu one już całkowicie zamkną się na mnie.
-Idziecie gdzieś dzisiaj? - zapytałam, zażenowana. Bałam się, że nie będą ze mna chciały nigdzie iść.
-Ja na pewno wychodzę. W końcu dziś piątek. - uśmiechnęła się. -Co do dziewczyn, to nie wiem jeszcze.
-Ja chętnie pójdę. - powiedziałam.
Blondynka się zdziwiła.
"Wiedziałam, że tak będzie."
-Super. Napiszę Ci jeszcze o której się umawiamy, ok?
W ten sposób umówiłam się na wyjście.
***
Skończyło się na barze. Tam usiadłam z Charlotte. Mary i Safora nie mogły przyjść. Minimalnie się z tego cieszyłam, bo łatwiej mi rozmawiać z jedną osobą niż z całą grupą.
-Co chcesz?
-Hm? - zapytałam wyrwana z myśli.
-No, do picia.
-Ah! Jakiegoś drinka.
-Ok.
Dziewczyna poszła nam zamówić picie. Kiedy wróciła z drinkami, na prawdę nie wiedziałam o czym z nią rozmawiać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz