"Bardziej od pieniędzy, potrzebujesz miłości. Miłość to siła nabywcza szczęścia."
Phil Bosmans
Obudziłam się rano. Na zegarku było wpół do jedenastej. Znowu wstałam za późno. Była sobota, za oknem padał dziki deszcz. Wstałam, założyłam dres i koszulkę, poszłam do kuchni zrobić sobie kawę.
Dzień jak co dzień. Jednak w tym dniu zdarzyło się coś, co zapamiętałam do końca życia.
Następnie poszłam do łazienki się umyć, znów ubrałam, tym razem w bardziej eleganckie ubrania, zjadłam coś i siadłam na kanapie. Zawsze spędzałam weekendy sama. W moim życiu nikogo przy mnie nie było. Znaczy, była moja matka, od której się wyprowadziłam, żeby nie być dla niej ciężarem. Już i tak ma za dużo obowiązków, ja jej nie chcę dokładać. Tak więc wyprowadziłam się, mieszkam w innym miejscu, zupełnie dla mnie nowym. Chodzę na studia. Jeszcze nie znalazłam pracy, aby móc regularnie płacić za mieszkanie, co mi się nie podoba. Nie lubię być zależna.
W tą sobotę poczułam się odważna. W nowym mieście byłam zaledwie dwa tygodnie, ale na studia chodzę dopiero od czterech dni. Byłam wcześniej, aby się zakwaterować i trochę zwiedzić miasto. Mało kogo znam w tym mieście. Jedyne osoby, które tutaj znam, to znajomi ze studiów. I to właśnie dzięki nim ta sobota stała się dla mnie tak specyficzna. Około godziny 12 dostałam powiadomienie od Charlotte:
Dodano Cię do grupy "Laseczki z F4"
Otworzyłam powiadomienie na telefonie. Zostałam dodana do grupy dziewczyn z uniwersytetu. Dotychczas zapoznałam się jedynie z Charlotte, ponieważ ja byłam zagubiona pierwszego dnia, a ona wyglądała na taką, co wszystko wiedziała (i taka też się okazała być), więc do niej podeszłam. Wymieniłyśmy parę słów, razem poszłyśmy na zajęcia następnego dnia. Ona mnie dodała do tej grupy. Jeszcze nie wiedziała, jaka jestem...
"Mam wyjątkową szansę, która muszę wykorzystać. Nie mogę znowu wszystkiego sobie zniszczyć."
Przeczytałam wszystkie wcześniej wysłane wiadomości. Pisały o wyjściu do klubu tego wieczoru. Stwierdziłam, że wypadałoby iść. Zresztą i tak nie mam co robić tego wieczoru, a takie wyjście i poznanie miasta wydawało się być dobrym pomysłem. Napisałam, że przyjdę. Umówiłyśmy się o 20.
***
Cały dzień się na to przygotowywałam. Na początku stwierdziłam, że spokojnie, to tylko wyjście z koleżankami. Jednak z czasem coraz bardziej się stresowałam. A co jak o mnie źle pomyślą? A co jak źle wypadnę? Nie chcę wyjść na głupka, albo na jakąś pokrakę. Muszę też być równie ładna. Nie mam w co się ubrać. Nie wiem w co one się ubiorą. Nie chcę pójść zbyt zwyczajnie ubrana, ale też nie chcę odstawać od towarzystwa. A makijaż? Przecież też muszę się umalować...
Tak zaczęły mnie zalewać pytania, które sama tworzyłam we własnej głowie. Zadręczały mnie cały czas. Zaczęłam się pocić. Żeby się nie dać, stwierdziłam, że pójdę na zakupy. Kupiłam nowe produkty do makijażu i inne niezbędne rzeczy. Umalowałam się, ubrałam, zakręciłam włosy. Byłam gotowa godzinę za wcześnie, a niedorzeczne pytania nadal mnie zalewały. Robiło mi się gorąco. Wyszłam. Stwierdziłam, że wolę być wcześniej, niż się spóźnić.
Kiedy przyszłam, na miejscu była Charlotte. Wstała, żeby się ze mną przywitać. Była bardzo miła i rozgadana, co mogło być spowodowane wcześniejszym spożyciem alkoholu. Następnie przyszła reszta dziewczyn. Po kolei poznałam Elizabeth, Saforę i Mary. Wszystkie zamówiłyśmy drinki. Bardzo miło się z nimi rozmawiało. Głównie one się udzielały, co mi jak najbardziej odpowiadało, dopóki nie doszło do tematu mężczyzn.
-A Ty Taylor, masz chłopaka? - zapytała Mary.
Zdziwiłam się.
-Nie. - odpowiedziałam krótko.
-To dobrze! Może poznasz kogoś wartego uwagi dzisiaj. - odpowiedziała miło Charlotte.
Ona była moim mentorem. Zazwyczaj się mnie pytała o różne rzeczy, nie chciała, żebym się nie udzielała. Pewnie nie chciała, żebym się głupio czuła, w końcu sama mnie zaprosiła, więc chciała zadbać o moją dobrą zabawę.
Po barze ruszyłyśmy do klubu. Oddałyśmy kurtki do szatni i weszłyśmy do środka. Wewnątrz było ciemno, jedyne światło dostarczały krótkie pasma światła z lamp, które wisiały na suficie. W klubie były dwa pomieszczenia - jedno z sofami a drugie taneczne. Pomiędzy nimi znajdował się korytarz, w którym był mini barek. Było dużo ludzi, co się dziwić - sobotni wieczór.
Elizabeth i Charlotte były wstawione. Ruszyły od razu na parkiet. Ja stałam niepewnie, Safora i Mary patrzyły na siebie porozumiewawczym wzrokiem. Chyba znały się wcześniej i razem poszły na studia.
-Może pójdziemy się czegoś napić? - zaproponowała mi Mary.
Nie wiedziałam co odpowiedzieć.
-Nie wypiłaś za dużo, jeden drink, to nic dziwnego, że nie ruszyłaś na parkiet jak Charlotte. - powiedziała ciepło Safora. -No chodź, postawię Ci.
Podeszłyśmy do barku i Mary poprosiła o shoty. Nie byłam pewna. Dotychczas piłam jedynie piwo albo niskoalkoholowe drinki, a ona zamówiła wódkę, jednak nie chciałam robić im przykrości, skoro już mi zamówiły. Zresztą pewnie i tak bym się nie wymigała.
Od razu poczułam zimny alkohol w sobie. Nie był dobry. Żałowałam mojej decyzji.
"Może przynajmniej będę się dobrze bawić" - pomyślałam.
Dziewczyny wyciągnęły mnie na parkiet. Dołączyłyśmy do Charlotte, która tańczyła sama. Elizabeth tańczyła z jakimś gościem trochę dalej. Zastanawiałam się, czy ktoś by chciał w ogóle ze mną tańczyć. I tak powoli każda się wykruszała - najpierwsz Charlotte, nic dziwnego, jest w końcu taka ładna, w dodatku blondynka, następnie Mary i Safora. W ten sposób zostałam na parkiecie sama. Nie chciałam tańczyć sama. Zeszłam z parkietu. Źle się czułam. Nie chciałam już tu być, byłam samotna. Siadłam na sofce przy pustym stoliku. Siedziałam tak, aż w końcu zobaczyłam koło siebie cień. Ktoś do mnie podszedł.
Dzień jak co dzień. Jednak w tym dniu zdarzyło się coś, co zapamiętałam do końca życia.
Następnie poszłam do łazienki się umyć, znów ubrałam, tym razem w bardziej eleganckie ubrania, zjadłam coś i siadłam na kanapie. Zawsze spędzałam weekendy sama. W moim życiu nikogo przy mnie nie było. Znaczy, była moja matka, od której się wyprowadziłam, żeby nie być dla niej ciężarem. Już i tak ma za dużo obowiązków, ja jej nie chcę dokładać. Tak więc wyprowadziłam się, mieszkam w innym miejscu, zupełnie dla mnie nowym. Chodzę na studia. Jeszcze nie znalazłam pracy, aby móc regularnie płacić za mieszkanie, co mi się nie podoba. Nie lubię być zależna.
W tą sobotę poczułam się odważna. W nowym mieście byłam zaledwie dwa tygodnie, ale na studia chodzę dopiero od czterech dni. Byłam wcześniej, aby się zakwaterować i trochę zwiedzić miasto. Mało kogo znam w tym mieście. Jedyne osoby, które tutaj znam, to znajomi ze studiów. I to właśnie dzięki nim ta sobota stała się dla mnie tak specyficzna. Około godziny 12 dostałam powiadomienie od Charlotte:
Dodano Cię do grupy "Laseczki z F4"
Otworzyłam powiadomienie na telefonie. Zostałam dodana do grupy dziewczyn z uniwersytetu. Dotychczas zapoznałam się jedynie z Charlotte, ponieważ ja byłam zagubiona pierwszego dnia, a ona wyglądała na taką, co wszystko wiedziała (i taka też się okazała być), więc do niej podeszłam. Wymieniłyśmy parę słów, razem poszłyśmy na zajęcia następnego dnia. Ona mnie dodała do tej grupy. Jeszcze nie wiedziała, jaka jestem...
"Mam wyjątkową szansę, która muszę wykorzystać. Nie mogę znowu wszystkiego sobie zniszczyć."
Przeczytałam wszystkie wcześniej wysłane wiadomości. Pisały o wyjściu do klubu tego wieczoru. Stwierdziłam, że wypadałoby iść. Zresztą i tak nie mam co robić tego wieczoru, a takie wyjście i poznanie miasta wydawało się być dobrym pomysłem. Napisałam, że przyjdę. Umówiłyśmy się o 20.
***
Cały dzień się na to przygotowywałam. Na początku stwierdziłam, że spokojnie, to tylko wyjście z koleżankami. Jednak z czasem coraz bardziej się stresowałam. A co jak o mnie źle pomyślą? A co jak źle wypadnę? Nie chcę wyjść na głupka, albo na jakąś pokrakę. Muszę też być równie ładna. Nie mam w co się ubrać. Nie wiem w co one się ubiorą. Nie chcę pójść zbyt zwyczajnie ubrana, ale też nie chcę odstawać od towarzystwa. A makijaż? Przecież też muszę się umalować...
Tak zaczęły mnie zalewać pytania, które sama tworzyłam we własnej głowie. Zadręczały mnie cały czas. Zaczęłam się pocić. Żeby się nie dać, stwierdziłam, że pójdę na zakupy. Kupiłam nowe produkty do makijażu i inne niezbędne rzeczy. Umalowałam się, ubrałam, zakręciłam włosy. Byłam gotowa godzinę za wcześnie, a niedorzeczne pytania nadal mnie zalewały. Robiło mi się gorąco. Wyszłam. Stwierdziłam, że wolę być wcześniej, niż się spóźnić.
Kiedy przyszłam, na miejscu była Charlotte. Wstała, żeby się ze mną przywitać. Była bardzo miła i rozgadana, co mogło być spowodowane wcześniejszym spożyciem alkoholu. Następnie przyszła reszta dziewczyn. Po kolei poznałam Elizabeth, Saforę i Mary. Wszystkie zamówiłyśmy drinki. Bardzo miło się z nimi rozmawiało. Głównie one się udzielały, co mi jak najbardziej odpowiadało, dopóki nie doszło do tematu mężczyzn.
-A Ty Taylor, masz chłopaka? - zapytała Mary.
Zdziwiłam się.
-Nie. - odpowiedziałam krótko.
-To dobrze! Może poznasz kogoś wartego uwagi dzisiaj. - odpowiedziała miło Charlotte.
Ona była moim mentorem. Zazwyczaj się mnie pytała o różne rzeczy, nie chciała, żebym się nie udzielała. Pewnie nie chciała, żebym się głupio czuła, w końcu sama mnie zaprosiła, więc chciała zadbać o moją dobrą zabawę.
Po barze ruszyłyśmy do klubu. Oddałyśmy kurtki do szatni i weszłyśmy do środka. Wewnątrz było ciemno, jedyne światło dostarczały krótkie pasma światła z lamp, które wisiały na suficie. W klubie były dwa pomieszczenia - jedno z sofami a drugie taneczne. Pomiędzy nimi znajdował się korytarz, w którym był mini barek. Było dużo ludzi, co się dziwić - sobotni wieczór.
Elizabeth i Charlotte były wstawione. Ruszyły od razu na parkiet. Ja stałam niepewnie, Safora i Mary patrzyły na siebie porozumiewawczym wzrokiem. Chyba znały się wcześniej i razem poszły na studia.
-Może pójdziemy się czegoś napić? - zaproponowała mi Mary.
Nie wiedziałam co odpowiedzieć.
-Nie wypiłaś za dużo, jeden drink, to nic dziwnego, że nie ruszyłaś na parkiet jak Charlotte. - powiedziała ciepło Safora. -No chodź, postawię Ci.
Podeszłyśmy do barku i Mary poprosiła o shoty. Nie byłam pewna. Dotychczas piłam jedynie piwo albo niskoalkoholowe drinki, a ona zamówiła wódkę, jednak nie chciałam robić im przykrości, skoro już mi zamówiły. Zresztą pewnie i tak bym się nie wymigała.
Od razu poczułam zimny alkohol w sobie. Nie był dobry. Żałowałam mojej decyzji.
"Może przynajmniej będę się dobrze bawić" - pomyślałam.
Dziewczyny wyciągnęły mnie na parkiet. Dołączyłyśmy do Charlotte, która tańczyła sama. Elizabeth tańczyła z jakimś gościem trochę dalej. Zastanawiałam się, czy ktoś by chciał w ogóle ze mną tańczyć. I tak powoli każda się wykruszała - najpierwsz Charlotte, nic dziwnego, jest w końcu taka ładna, w dodatku blondynka, następnie Mary i Safora. W ten sposób zostałam na parkiecie sama. Nie chciałam tańczyć sama. Zeszłam z parkietu. Źle się czułam. Nie chciałam już tu być, byłam samotna. Siadłam na sofce przy pustym stoliku. Siedziałam tak, aż w końcu zobaczyłam koło siebie cień. Ktoś do mnie podszedł.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz